Ster na nienaganny zarost, kapitanie!

P1100970

Capt. Fawcett to brytyjska marka, założona w Anglii przez miłośnika brody Richiego Finney’a. Brand wyróżnia się na tle wielu marek, za sprawą konsekwentnej wizji firmy, wysokiej jakości składników, tradycyjnym kompozycjom zapachowym i co najważniejsze dla brodatych brandów – zamiłowaniem do brytyjskiej tradycji noszenia zarostu przez gentlemanów w każdym wieku.

Capt. Fawcett posiada w swojej ofercie wszystko to, co niezbędne do utrzymania w nienagannym ładzie i zapachu męskiego zarostu. Akcesoria, perfumy, woski do wąsów, balsamy i olejki znane i doceniane są na całym globie. Bardzo szeroką ofertę produktów znajdziecie na stronie sklepu The Bushy Beard.

W tym tygodniu miałem okazję wysmarować swoją hiszpańską bródkę takimi olejkami od Capt. Fawcett’a jak Private Stock, The Million Dollar Beard Oil oraz Booze and Baccy. Pierwszy z nich (Private Stock) to bardzo śmiała i niebanalna kompozycja zapachowa czarnego pieprzu, palczatki imbirowej i paczuli. Mamy tu wyraźną słodycz przełamaną goryczą. Zapach idealny na sezon jesień-zima, który będzie pasował do cieplejszych, męskich perfum.

Kolejny The Million Dollar…to ciekawie wykreowany produkt przy współpracy z brodatym modelem Jimmy’m Niggles’em z okazji corocznej akcji Beard Season.  Twórcy olejku wykorzystali tu płatki 23-karatowego złota, które sprawiają, że buteleczka wygląda naprawdę zjawiskowo. Złoto w kosmetologii jest wykorzystywane w końcu od setek lat, zwalcza wszelkie niedoskonałości i przeciwdziała starzeniu skóry. Zapach olejku jest bardzo męski. Mamy tu nuty drzewa, żywicy, skóry i cytrusów. Jak dla mnie olejek jest jednak zbyt ciężki.

P1100948

Booze and Baccy to mój faworyt spośród wszystkich olejków od Capt. Fawcett’a. Nuty tytoniu, rumu, wanilii i goździków serwują dla nozdrzy orientalną i uwodzicielską mieszankę zapachów. Olejek jest idealny na sezon jesień-zima w towarzystwie z klasyczną i rozgrzewającą wodą po goleniu typu Bay Rum. Ogromny plus dla każdego z olejków za to, że ich zapach długo utrzymuje się na zaroście.

 

Wąs godny angielskiego dandysa

captain_fawcett_stor

The Gentleman’s Soap i Moustache Wax „Ricki Hall” Booze and Baccy to dwa produkty, które muszą być w przyborniku, każdego szanującego się wąsacza. Mydło od kapitana Fawcett’a to niezwykle aromatyczny majstersztyk, który poza myjącymi właściwościami, serwuje znakomity peeling dla twarzy i ciała. Wszystko dzięki ziarenkom maku lekarskiego (opium), które masują, złuszczają naskórek i pozostawiają skórę gładką niczym tyłek niemowlęcia.

 

Untitled design(3)

Mydło posiada bardzo charakterystyczne dla tej marki – męskie a zarazem świeże, cytrusowo – skórzane nuty. Tej nietuzinkowo pachnącej kostki mydła używałem niemal codziennie przez bardzo długi czas, głównie jednak służyło mi do twarzy i wąsa. 165 g mydła wystarczyło mi na kilka dobrych miesięcy.  Marka po raz kolejny udowadnia, że nie wykonują bubli a naprawdę wysokiej klasy produkty.

P1060165

Moustach Wax Booze and baccy to najlepszy wosk jakiego miałem przyjemność używać.  Mocny chwyt, odpowiednia konsystencja, dzięki której łatwo wchodzi na palec i rewelacyjny zapach to trzy zalety tego produktu. Zapach został wykreowany wspólnie przez zmyślne palce kapitana Fawcett’a i brodatego dandysa i modela Ricky Hall’a. Czuć w nim m.in. nuty tytoniu, rumu, skóry, paczuli i mchu. Zapach idealny na sezon jesień-zima.

P1060178

 

Akcesoria brodacza -część druga The Bluebeards Revenge

O marce The Bluebeards Revenge pisałem już nie raz z różnej okazji. O jakości ich produktów pielęgnacyjnych można powiedzieć różne rzeczy. Prawdą jest, że niebiesko-brodzi piraci starają się ze swoimi kosmetykami trafić w różne gusta, choć nie zawsze im się to udaje. Ich balsam po goleniu ma dłuższą skalę według mnie nie przechodzi testów ponieważ zatyka pory i jest klejący. Kiedy jednak mówimy o akcesoriach do golenia to trzeba przyznać, że piraci trzymają naprawdę wysoki poziom.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Zaczynając rytuał tradycyjnego golenia trudno jest zapomnieć o miseczce na mydło lub krem.  Miseczka do golenia ze stali nierdzewnej to nie tylko świetny i stylowy dodatek do każdej męskiej łazienki, ale również niezastąpiony przedmiot w ubijaniu odpowiedniej piany do golenia. Stainless Steel Shaving Bowl jest niewielkie, idealnie pasują do niej sprzedawane mydła do golenia różnych marek. Ja używałem w niej mydła od Muhle i pasowało idealnie, po dłuższym czasie mydło jednak przywiera do tego stopnia, że trudno je wyjąć.

Untitled design(3)

Scimitar Double Edge Razor to tradycyjna trzyczęściowa maszynka do golenia na żyletki. Długość maszynki wynosi 9,5 cm a jej waga to 67g. Na wierzchniej części wykonano laserowe logo marki. Maszynka jest najlepszą jakiej do tej pory używałem.  Nie sposób się nią zaciąć podczas golenia. Dzięki swojej wadze prowadzi się doskonale. i nie wymaga zbytniego nacisku.  Dzięki doskonale wyprofilowanemu, zamkniętemu grzebieniowi, żyletka delikatnie obchodzi się ze skórą a jednocześnie dokładnie goli. Maszynkę polecam głównie tym, którzy mają miękki zarost a rytuał golenia towarzyszy im codziennie.  Nie raz zdarzyło mi się podgalać maszynką na sucho co nie spowodowało, żadnych podrażnień. Szapo ba dla marki za wprowadzenie do swojej oferty tak precyzyjnie wykonanego sprzętu.

 

Untitled design(3)

Badger Shaving Brush White to bardzo starannie zaprojektowany pędzelek do golenia wykonany ze szczeciny borsuka. Bukiet borsuczego włosia jest niezwykle przyjemny dla skóry twarzy, oferując znakomity masaż podczas golenia.  Objętość włosia nie jest przesadzona przez co bardzo szybko wytwarza bardzo dobrą pianę tak z kremu czy mydła do golenia.  Podsumowując, daję najwyższe noty testowanym akcesoriom od The Bluebeards Revenge.

Mr.Natty czyli brytyjska klasa

syos_webmain

Mr. Natty to jeden z najlepszych brandów jakich używałem na własnej skórze i brodzie. Brytyjskie kosmetyki cechuje znakomita jakość składników i zapachy. Produkty od Natty’ego są tak dobre, że mogę je polecić każdemu bez względu na typ skóry czy włosów. Zawsze dają radę. Dzięki uprzejmości sklepu The Bushy Beard, miałem okazję przetestować kilka produktów, tworzonych z pasja przez  legendarnego barbera, Matt’a Raine.

Tym razem sięgnąłem po trzy produkty, które z marszu stały się moimi ulubionymi. Pierwszy z nich to Shipwreck Soap, które testowałem już dwa lata temu. Mydło wręcz genialne. Odpowiednio nawilża skórę, spełnia się jako mydło do brody, dezodorant czy mydło do golenia. Wielofunkcyjność tej nieziemsko pachnącej kostki o nutach paczuli i wetiwery zawdzięczamy naturalnym składnikom. Mydło bazuje na glicerynie pochodzenia roślinnego. Poza nią znajdziecie tu oczywiście kilka znakomitych olejków, które zadbają o połysk Waszej szczeciny i odżywienie.

dsc_0719

Shipwreck Shower Wash to wariant mydła, o którym mówiłem w formie żelu pod prysznic. Idealne rozwiązanie dla tych, którzy chcą mieć swoje ulubione mydło przy sobie, bez względu na to czy idą na siłownie lub są w podróży. Jeżeli o mnie chodzi to zdecydowanie wybieram kostkę, które mniej kosztuje i jest według mnie bardziej wydajna. Jestem poza tym zwolennikiem tradycyjnego mydła. Żel niestety długo u mnie nie stoi, gdyż szybko go wykorzystuję. Ten produkt pachnie również nieco inaczej. Wszystko dlatego, że Mr.Natty dodał do niego szczyptę kofeiny. Żel może być z powodzeniem wykorzystany jako „beardwash”.

Save ya own skin to według mnie pretendent do najlepszego kosmetyku roku. Jak dotąd nie używałem tak dobrego masła do twarzy, które spełnia funkcję zarówno kremu jak i balsamu po goleniu, pozostawiając skórę na długi czas silnie nawilżoną, sprężystą i świeżą.  Używałem tego masła na zimę i wiosnę, czyli w okresie, w którym powinniśmy nieco bardziej zadbać o nawilżenie twarzy.  Produkt działał bez zarzutów. Masło idealnie pasuje do każdej cery. Pamiętajcie, abyście nie przesadzali z jego użyciem. Mała puszeczka może Was zmylić. Produkt jest jednak  bardzo wydajny i wystarczy naprawdę niewielka ilość, by zapobiec wysuszeniu naszej skóry na skutek zimna czy wiatru.

p1060111

Lip Saver to balsam do ust o zapachu rozmarynu, który bazuje na organicznym olejku rycynowym, kokosowym oraz odżywiającym maśle shea i wosku pszczelim. Ta mała puszeczka wystarczyła mi na dobrych kilka miesięcy a używałem jej codziennie. Produkt bardzo wydajny i poręczniejszy w przeciwieństwie do znanych balsamów w sztyfcie, które łatwo złamać. Co bardzo ważne, masło nie pozostawia po sobie tłustego filmu, jest lekkie i szybko się wchłania, chroniąc usta przez złośliwymi czynnikami pogodowymi. Zapach jest bardzo ziołowy i odświeżający. Pan Natty bardzo się postarał o to, aby męskie usta pachniały po męsku.

Zapach Gentlemana – Captain Fawcett

cf-mw-colour

Captain Fawcett to według mnie najciekawsza brytyjska marka obok Mr.Natty. Fenomen tych dwóch wymienionych brandów nie tyle polega na wykalkulowanym marketingu ile szczerym przywiązaniu do tradycji. Choć te dwie marki różnią się od siebie za sprawą ludzi, którzy za nimi stoją jak i asortymentem to łączy je z pewnością uszanowanie do nostalgii za dawnymi czasami, w których mężczyzna nosił się z klasą i otaczał się wyrafinowanymi woniami. Kiedy uderzamy w tradycyjne akordy zapachowe to nie sposób pominąć zapachu Fougère, który właśnie stanowi bazę kultowej perfumy Kapitana Peabody Fawcett’a.

parfum_large

Captain Fawcett Eau de Parfum to woda perfumowana o arcy nietuzinkowym zapachu, którego szczerze mówiąc mój nos nigdy wcześniej nie spotkał. Wonie zamknięte w tej gustownej, szklanej buteleczce to mieszanka najbardziej wyrafinowanych aromatów. Uchwycenie w słowa tego niezwykle bogatego bukietu to nie lada wyzwanie bo dzieje się tu naprawdę dużo. Punktem kulminacyjnym a zarazem akordem bazowym są tu jak wspomniałem nuty paproci, które stanowią już klasykę w męskim perfumiarstwie od kilku wieków. Uwerturę aromatów otwierają świeże, owocowe nuty mandarynki i bergamotki, które przechodzą w lekko pikantne nuty kardamonu i kolendry. Akord serca jest tu więc bardzo egzotyczny i stanowczy, po dłuższej chwili czujemy już efekt końcowy, który towarzyszyć nam będzie na wyjątkowo długi czas. Są to mianowicie  nuty drzewa sandałowego, wanilii, mchu oraz paproci. Efekt jest na wskroś zniewalający, wyróżniający z tłumu i nadający niezwykłej klasy.  Ta woda perfumowana to wyjątkowe arcydzieło przeznaczone dla mężczyzn o wyrafinowanym guście, którzy stronią od  syntetycznych i miałkich zapachów, które szybko tracą swoje właściwości zapachowe.

kkjk

 

Szampony do brody- jaki wybrać najlepiej?

Każdy szanujący się brodacz doskonale wie, że o swój las na twarzy należy dbać.Takie zabiegi jak regularne podcinanie, czesanie i odżywianie różnymi olejkami by zdrowo rosła to czynności, których nie można zaniechać. Najbardziej podstawowym jest jednak jej mycie. I tutaj pojawiają się schody dla wielu z nas. Jak często i jakiego rodzaju mydła używać, to zmora wielu posiadaczy brody. Wiadomo, że zwykłe mydło w tej kwestii zawodzi, chociażby ze względu na zawartość sztucznych detergentów i sposobu przetwarzania, przez co tracą w w rezultacie swoje naturalne właściwości. Zapraszam do krótkiego przewodnika po najciekawszych szamponach do brody. 

DSC00337

Oak Beard Wash– Marka założona w samym sercu Niemiec przez dwóch brodaczy: Ingo Sabatini’ego i Marcusa Röber’a, narzekających wówczas na brak rodzimych produktów do brody. Sabatini i Röber postanowili to zmienić i tak na świat w 2013 na rynek trafiła marka Oak z dwoma mocnymi produktami, szamponem do brody i dębowym kartaczem z naturalnego włosia dzika. Beard Wash od Oak został opracowany wyłącznie na naturalnych składnikach i roślinnych ekstraktach, tak aby odpowiednio pobudzał włosy do szybkiego i zdrowego wzrostu i ich nie wysuszał. Produkt w swoim składzie zawiera bardzo cenny, naturalny aminokwas – betainę, która niweluje przesuszanie się włosów, działa łagodząco i, co bardzo ważne, skutkuje wygładzeniem i zwiększeniem grubości włosów. Poza gliceryną pochodzenia roślinnego, która dobrze nawilża skórę zawiera też naturalny emulgator na bazie oliwy z oliwek, który działa odżywczo dla włosów.

Plusy i Minusy:  Jeżeli chodzi o jakość pielęgnacji brody, to wielki ukłon dla tego produktu. Broda tuż po umyciu jest niewiarygodnie miękka i nabiera przy tym objętości. Zapach wetiwery, połączony z grejpfrutem jest elektryzująco świeży i pobudzający. Tradycyjna leśna nuta z domieszką cytrusa daje naprawdę niezłego kopa.  Produkt tworzy również naprawdę dobrą pianę. Jeżeli chodzi zaś o minusy, to niestety znalazł się jeden. Stosowanie tego produktu na bardziej wrażliwej cerze może skutkować miejscowym zaczerwienieniem.  Dlatego też, ważne jest aby używać go mało.

Jak stosować: Dwie pompki starczają na całą twarz i dłuższą brodę.  Stosować najlepiej co drugi dzień, rano lub wieczorem. Częstsze stosowanie może wysuszać skórę.

Dr.K.Soap Beard Soap – to zdecydowanie mój faworyt wśród szamponów do brody. Jakiś czas temu otrzymałem ten szampon do testów, ze sklepu La Barbe. Tuż po otwarciu napotykamy niezwykle przyjemny i odprężający zapach limonki. Szampon świetnie się pieni, wystarcza niewielka ilość aby uzyskać niebanalną pianę. Każdy produkt od Dr.K.Soap to gwarancja dobrej jakości i w pełni naturalnych składników. Już jakiś czas temu miałem przyjemność opisywać mydło od Irlandzkiego producenta, którym się zachwyciłem. Tym razem jest podobnie. Szampon zdecydowanie lepiej nawilża niż Oak. Tak jest przynajmniej u mnie, dzięki czemu można go spokojnie stosować codziennie – choć to mało opłacalne. Podoba mi się, że produkt jest u nas dostępny w dwóch rozmiarach; 100 ml i 250 ml, dzięki temu zamiast kupować od razu wielką butle można wypróbować za mniejsze pieniądze mniejszą wersję.

Plusy i Minusy: Na plus składa się zdecydowanie znakomity skład, wydajność i zapach. Poza tym, to jedyny jak do tej pory szampon do brody, który nie wysuszał mojej skóry, pozostawiając brodę z połyskiem i miękkością.  W produkcie wykorzystana jest gliceryna pochodzenia roślinnego i co bardzo ważne a niestety rzadkie w tego typu produktach- brak oleju palmowego. Minusów brak.

Jak stosować : Naprawdę niewielka ilość wylana na dłoń daje naprawdę dobra pianę. Można używać codziennie.

Damn Good Soap – To według mnie, jedna z najlepszych marek kosmetyków do brody na świecie. Wypróbowałem z niej praktycznie każdy produkt i zawsze byłem bardzo zadowolony. Jakiś czas temu miałem możliwość przetestowania obu mydeł od Damn Good Soap w tym samym czasie, białego i czarnego. Postanowiłem sprawdzić na własnej brodzie, jak te dwa produkty różnią się od siebie. Bo cenowa różnica jest zauważalna. Na pierwszy ogień poszło więc mydło w białym opakowaniu, reklamowane przez producenta jako mydło do ciała. Po kilku tygodniach codziennego używania tego produktu do ciała jak i brody stwierdzam, że jest rewelacyjne. Białe w porównaniu z czarnym, zdecydowanie mniej wysusza skórę, ponieważ zawiera mniej białej glinki, której jest znacznie więcej w czarnym, przeznaczonym wyłącznie do brody. Koalin czyli biała glinka odpowiada za ściąganie i oczyszczanie skóry oraz łagodzenie podrażnień. Poza glinką w mydle również jest naturalny pumeks, którego ilości również jest więcej niż w białym. Cała różnica polega więc na proporcjach składników użytych w produkcji tych mydeł. Stąd tak widoczne różnice w pianie ii stopniu oczyszczania włosów i skóry. Jak dla mnie czarne jest dla mnie zbyt agresywne więc radziłbym tym z was, którzy mają problemowa cerę aby pozostali przy białym mydle. Dzięki temu będą mgli również zaoszczędzić. Czarne polecam brodaczom z cerą tłusta i normalną, białe z kolei posiadaczom cery atopowej. Czarne sprawdza się również znakomicie jako tak zwany „removing shampoo”, kiedy chcemy pozbyć się naprawdę mocnej pomady z włosów. Dzięki swoim silnym właściwościom oczyszczającym, czarny beard wash od Damn Good Soap poradzi sobie bez problemu. Obydwa mydła dostępne są w zaprzyjaźnionym sklepie The Bushy Beard.

Plusy i Minusy : Na ogromny plus jak zawsze wspaniały zapach bergamotki, paczuli i drzewa sandałowego, które tworzą flagową kompozycję zapachową tej niderlandzkiej marki. Poza tym, bardzo mi się podoba, że mydła dostępne są w dwóch wersjach: „low i high cleansing”.

Jak stosować : Białego można z powodzeniem używać codziennie rano lub wieczorem, natomiast czarne znacznie rzadziej.

Lucky Scruff Pine Tar Soap – To brodata marka z Nashville założona przez Corey’a Allen’a. Mydło od Lucky Scruff tak jak i pozostałe produkty oferowane przez tę markę, wykonane są ręcznie i na naturalnych składnikach.  Jakby było tego mało, to przy produkcji mydła wykorzystywany jest certyfikowany olej palmowy pochodzący ze zrównoważonej produkcji, dzięki czemu nie cierpi na tym środowisko.  Podoba mi się to ekologiczne podejście, bo świadczy o dobrym podejściu producenta.  Mydło od LS jest dedykowane do brody oraz  całego ciała, ze względu na swoje silnie nawilżające właściwości.  Dzięki olejkowi rycynowemu, mydło znakomicie się pieni a dzięki zastosowaniu dziegciu sosnowego, znakomicie działa na cerę trądzikową.

Plusy i Minusy:  Plusa daję za bardzo charakterystyczny, leśny zapach, który przypadł mi do gustu.  Poza tym skład i działanie również zasługuje na plus. Minus za to, w jakim tempie znika. Kostka mogłaby by być zdecydowanie większa.

062a3cd

Jak stosować:  Codziennie. Zapach świetnie współpracuje ze słodkim olejkiem do brody Holy Beard Oil.

The Mod Cabin Birch Tar Soap – Pamiętam, że kiedy otworzyłem po raz pierwszy pudełko z produktami od The Mod Cabin, to poczułem się jak na łonie natury.  To moim zdaniem jedyna, jak dotąd marka produktów do pielęgnacji brody, która tak bezkompromisowo podchodzi do sprawy nut zapachowych. Silny zapach palonego ogniska, to chyba pierwsze skojarzenie jakie przychodzi do głowy. Jeżeli lubicie, gdy zapach mydła zostaje z wami na długo i do tego przywodzi wam na myśl, letnie obozowanie nad jeziorem to produkt właśnie dla was. Intensywny zapach palonego drewna w połączeniu z olejkiem Gunbarrel przypadnie do gustu każdemu zwolennikowi drzewno-leśnych nut.  Poza tym mydło jest ogromne i jeżeli będziecie go używać wyłącznie do brody, starcza wam na bardzo długi czas.

 

Plusy i Minusy:  Ogromny plus za zapach, skład i wydajność. Poza tym to produkt wielozadaniowy bo służyć może też jako mydło do golenia dzięki bogatej, kremowej pianie.  Kolejny plus za to, że w produkcji nie użyto oleju palmowego, więc produkt doskonale służy skórze z problemami. Dziegieć brzozowy użyty w mydle ma właściwości lecznicze, zwłaszcza przy trądzikowej cerze.  Cena 14 dolarów za dużą kostkę o tak dobrym składzie i wydajności to przyzwoita cena.  Niestety dochodzą koszty dostawy z Colorado, które nie są niskie.

Jak używać: Codziennie, do każdej brody i typu cery.

Damn Good Soap Company Pomade

Damn Good Soap Company to holenderska marka, której każdy produkt zasługuje na uznanie. Prawdę mówiąc to według mnie jedna z najlepszych europejskich marek produkujących kosmetyki do brody i nic nie nie wskazuje na to, aby coś się w tej kwestii zmieniło. O ich balsamie i olejkach mógłbym się rozwodzić do białego rana, jednak w tym poście omówić chciałbym ich Pomadę, którą zgarnąłem jakiś czas temu za pośrednictwem sklepu The Bushy Beard.

10805617_785313948196923_7960094067919283396_n

Damn Good Soap Pomade– to bezdyskusyjnie prawdziwe arcydzieło wśród pomad. To pierwsza naturalna pomada do włosów z Holandii o średnim chwycie i nieziemskim połysku. Produkt cechuje również bajecznie uwodzicielski zapach bergamotki, drzewa sandałowego i paczuli-trzech głównych nut zapachowych każdego kosmetyku od DGSC. Pomada różni się od wszystkiego co miałem dotąd na swoich włosach, z prostej przyczyny. Jej bazą są wyłącznie: wosk pszczeli, wosk zwierzęcy i naturalne olejki, co w rezultacie przy częstym stosowaniu ,przekłada się na zdrowsze, świetnie odżywione włosy i skórę. Chociaż jej chwyt nie jest specjalnie mocny to z dłuższymi włosami daje sobie spokojnie radę. Co do połysku, to sprawa wygląda bardzo poważnie, bo jest on naprawdę wysoki. Pod tym względem, powinno to zadowolić fanów takich klasyków jak Murray’s czy Royal Crown. Jak dla mnie ta pomada sprawdza się po prostu idealnie bo nie tylko dobrze układa włosy bijąc pod tym względem na głowę wiele produktów wazelino-pochodnych to w dodatku chroni nasz skalp dzięki drogocennym olejkom, jak: rycynowy, jojoba, arganowy i migdałowy. Damn Good Soap ponownie udowadnia, że kluczem do sukcesu w wyrobie męskich kosmetyków są trzy rzeczy- ręczna robota, niepowtarzalny zapach i wykorzystanie wyłącznie naturalnych składników. Grande Rispetto!

Wskazówka: Niewielka ilość produktu sprawdza się najlepiej na suchych włosach.  Produkt jest bardzo wydajny więc nie trzeba z nim przesadzać, zwłaszcza jeżeli nie chcecie oślepiać innych błyskiem swoich włosów.

Ocena: 6/6

The Bushy Beard – wywiad

10844420_313967655461062_1364524675_o

The Bushy Beard to wyjątkowy sklep dla entuzjastów brody i wąsów prowadzony przez brodacza – Radka Czapczyka. Zainteresowanych zapraszam na stronę sklepu oraz facebookową stronę BushyBeard-Project. Śledźcie bo warto.

Tak na początek, powiedzcie skąd nazwa sklepu „The Bushy Beard” i dlaczego w ogóle go założyliście?

No tak, może zacznę w takim razie od pomysłu na sklep bo nazwa przyszła później . W mojej rodzinie broda była odkąd pamiętam… dziadek choć Ułan miał brodę, ojciec ma brodę i mi nie zostało nic innego jak brodę zapuszczać! Po jakimś czasie hodowania brody chyba każdy brodacz zaczyna szukać czegoś do pielęgnacji bo jednak mycie mydłem i używanie standardowych kosmetyków nie jest wystarczające, ale ja nie szukałem zbyt gorliwie i tak to trwało sobie… Dopiero wizyta w salonie Rostowskiego otworzyła mi oczy – powiem szczerze, że po niej poczułem się jak 1 000 000 dolarów (choć teraz z perspektywy czasu oceniam ją krytyczniej, np. brak golenia brzytwą ). No i się zaczęło, do końca dnia gładziłem moją puszystą i pachnącą brodę, a wieczorem zacząłem szukać kosmetyków do brody na poważnie. Wyszło na to, że w Polsce istniej jeden sklep, w Europie kilkanaście, a w USA setki, czyli trzeba coś z tym zrobić dla siebie i dla innych.
Przegadałem temat z żoną, synkiem i kotem po czym wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że to może być fajna przygoda i się zaczęło otwieranie sklepu, ale to historia na inna opowieść…

The Bushy Beard – prawda, że fajna nazwa J Nazwę wymyśliła moja żona i nie dopowiem do tego wielkiej historii bo jej nie ma, szukaliśmy nazwy, spisaliśmy kilkadziesiąt pomysłów i nawet zakupiłem domeny pod jeden z nich i wtedy moja żona mówi: „a co ty na Bushy Beard?” odpowiadam: „świetnie, ale niech jest The Bushy Beard”, chwila dyskusji czy to w ogóle poprawna forma, telefon do znajomego anglika i TADA jest nazwa!

Wasz sklep to całkiem świeże miejsce dla posiadaczy bród i wąsów. Choć ich właścicieli przybywa z dnia na dzień coraz więcej, miejsc w których mogliby nabyć specjalne kosmetyki jest w Polsce zaledwie kilka. Myślicie, że to się zmieni?

Jasne, że się zmieni, tu akurat nie mam złudzeń tym bardziej biorąc pod uwagę nastającą brodzianom modę, już widać zmiany po ilości powstających Barber Shop’ów. Natomiast pewne jest też to, że niewiele z nich przetrwa, ten rynek nie jest zbyt duży, a nasz klient woli często miksturę babci niż drogi kosmetyk (bo kosmetyki są dla bab, a brodę to się na piwie hoduje). Na szczęście nie jest to moje źródło utrzymania więc mogę to robić dla frajdy i przekonywać rodzimych brodaczy do dbania o kudły! Mam też świadomość, że jesteśmy dopiero na początku drogi tego biznesu i wiele nam jeszcze brakuje, głównie od strony wizerunkowej, ale najpierw chcieliśmy się skupić na jakości produktów i obsługi dla naszych brodaczy – która mam nadzieję jest co najmniej satysfakcjonująca!

Hasło lumberseksualny coraz częściej pojawia się we wszystkich mediach. Jak myślicie, ta moda przeminie jak mają w zwyczaju inne trendy czy zostanie z nami dłużej?

Nie mam pojęcia, trochę mnie to w sumie bawi, pewnie niektórzy myślą, że chcę skorzystać z tego trendu, choć to bzdura. Sam trend jest o tyle fajny, że jest niejako powrotem normalności, czyli męskiego wizerunku faceta i to mnie naprawdę cieszy!  Cała reszta to tylko nazwa i szum medialny, czy trafna, dla mnie raczej zabawna, ale może być.
Pytasz się czy przeminie, pewnie tak i wiele osób zmieni wizerunek – takie życie… Dla mnie jest to o tyle ciekawe, że jeszcze niedawno mówiono na mnie Talib, Amisz, itd. a teraz nagle jestem trendy gościem i nie muszę kupować koszul w kratę żeby być modnym, bo już mam kilka w szafie.

 W ofercie waszego sklepu można kupić sporo ciekawych produktów, których nie ma na naszym rynku jak Damn Good Soap Pomade czy seria olejków do brody od Fellows. Czym się kierujecie przy wyborze produktów do swojego sklepu?

Postanowiliśmy z żoną, że jeśli robimy to dla przyjemności, to nie będzie lipy i każdy produkt ma być osobiście przez nas sprawdzony (ja wsmarowuję, a żona, synek i kotek wąchają ) , żartuję – produkty testuje głównie ja, choć zdarza się nam użyczać coś do testów naszym znajomym. Wszystkich dostawców z wyjątkiem Bluebeards Revange poznaliśmy osobiście i sporo z nimi przegadaliśmy telefonicznie i na mailach. Wszyscy oni to pasjonaci i ludzie którzy tak jak my stawiają jakość na pierwszym miejscu .

Co do Pomady to mnie masz gdyż jestem łysy jak kolano i nie mam jak jej przetestować. Stąd w naszym sklepie ich nie ma, na tą jedyną namówił nas Jasper obiecując, że jest super, extra, rewelacyjna i że to będzie hicior! – uwierzyłem i mamy jedną pomadę! Ale planuję więcej… chyba będę kota smarował.

Natomiast z Fellows’em było śmiesznie, bo jak dogrywaliśmy umowę to Scott właśnie oczekiwał przyjścia na świat swojego dziecka, więc praktycznie cały kontrakt był uzgadniany w szpitalnym korytarzu, a czemu go wybraliśmy? Użyj balsamu Sweet Vanilla i będziesz miał odpowiedź.

Czy poza dystrybuowaniem macie plany zająć się w przyszłości produkcją własnych kosmetyków?

Myślę, że nad tym zastanawia się wiele osób, jakiś czas temu miałem fajne spotkanie z Henrykiem Orfingerem podczas którego opowiadał historię powstania Dr Irena Eris. Zaczynali w kotłach do mieszania ciasta na chleb – czyli zacząć można niby od niczego, ale to nie prawda, jego żona miała gigantyczną wiedzę chemiczną i kosmetyczną, którą wykorzystała w swojej pracy. Tak i w tym przypadku, niby proste i składniki na wyciągnięcie ręki, ale na finalny produkt składa się wiele czynników, a więc nie mówię nie, ale jak bym miał się za to zabierać to na poważnie bez chodzenia na skróty, a to duża sprawa.

Jakie produkty polecilibyście ze swojej oferty początkującym brodaczom?

Na pierwszy zakup zaproponowałbym trzy rzeczy:

  • olejek do brody – na początek może być 10ml żeby dobrać sobie zapach. Olejki poprzez różny skład, różnią się też działaniem na zarost i skórę, natomiast tego producenci raczej nie podają, ale kiedyś mam zamiar się zebrać i sam opisać produkty pod kątem działania – bo naprawdę odpowiednio dobrane potrafią pomóc skórze z problemami.
  • Balsam do brody – od razu duża puszka, bo bardziej się opłaca, a zejdzie na pewno. Natomiast tu należy się zastanowić czy coś mniej pachnącego jak Brighton, czy intensywnie jak DamnGoodSoap – ja wręcz uwielbiam zapach DamnGoodSoap, ale czasem też męczy mnie jego intensywność i wtedy zażywam olejek zamiast balsamu!
  • Szczotka z włosia dzika – pozycja obowiązkowa na półce brodacza! Rozczesuje i układa kudły, masuje skórę i usuwa martwy naskórek. Bez niej się po prostu nie da porządnie zadbać o brodę, jeśli ktoś to uważa za fanaberię to znaczy, że jeszcze jej nie spróbował.

Myślę, że na początek to i tak dość duży wydatek, więc więcej nie ma co proponować, ale dalej warto uzupełnić półkę o szampon lub mydło do brody i wosk do wąsów.

Czy myśleliście nad rozpoczęciem współpracy z poza europejskimi markami jak np. Australia i Stany. Tamtejszy towary są naprawdę na wysokim poziomie.

 Nie myślimy, działamy. To prawda, że poza Europą ten rynek kwitnie i jest masę fajnych produktów. W tym momencie pracujemy nad dograniem cła, zamówień i transportu,  po nowym roku na pewno coś się zacznie pojawiać. Tyle, że nie powiem dokładnie kiedy, gdyż mamy jeszcze kilka dużych zadań do wykonania z większymi priorytetami , a robimy praktycznie wszystko własnymi rączkami więc z czasem jest wąsko… dlatego też jesteśmy otwarci na każdą współpracę która pomoże rozwijać ten rynek u nas, oraz otwarci na sugestie dotyczące naszego sklepu czy profilów w social media – bo na pewno można jeszcze wiele poprawić.

Dzięki i niech Ci broda rośnie!